Rudawy Janowickie (Sokolik 642m, Wielka Kopa 871m) 1925m przewyższeń
-
DST
95.10km
-
Teren
65.00km
-
Czas
05:55
-
VAVG
16.07km/h
-
VMAX
63.90km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Kalorie 2475kcal
-
Podjazdy
1925m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Razem z Hojrakiem postanowiliśmy w czwartek, że pojedziemy we dwóch w sobotę w Rudawy Janowickie...bez celu i bez planu. I to była jednocześnie najlepsza i najgorsza rzecz jaką mogliśmy zrobić.
Najgorzej, bo nie spodziewaliśmy się tak dostać po dupie. Najlepiej, bo uda paliły aż miło i widoki rekompensowały w pełni włożony wysiłek.
Najpierw ustawka o 6.15 na Kozanowie i jazda na Dworzec Główny. Zimno, ale do zniesienia...ok. 6 stopni. Odjazd planowo o 6:50 i ok. 9.15 byliśmy na miejscu. Po wyjściu z pociągu przywitało nas piękne słońce...ale temperatura identyczna jak we Wrocławiu, 3h wcześniej.
Od razu postanowiliśmy w ciemno wjechać na Sokolik, bo wiele lat temu obaj byliśmy tam pieszo. Od samej wioski (okolice campingu) czekały podjazdy wśród drzew i skał. Drogę dojazdową wybieraliśmy na bieżąco (gdzie Nam się bardziej podobało). Cały podjazd pod Sokolik zrobiliśmy na rowerze (rzecz jasna z dwa, trzy razy zatrzymał nas jakiś uskok, konar lub kamień) - duma aż rozpierała na szczycie, zwłaszcza mając w pamięci serpentynę przed samym szczytem, gdzie na przełożeniu 1x1-1x3 ledwo utrzymywaliśmy się w siodle, z powodu tak dużego nachylenia :) Wysokość 642m n.p.m. - mniej niż Ślęża, ale radość dużo większa.
Później zjazd (cudowny, wymagający umiejętności technicznych i odrobiny zdrowego rozsądku). Dojechaliśmy z powrotem do Trzcińska i stamtąd już podjazdy asfaltowe do Janowic Wielkich i dalej przez MIedziankę, Przybkowice, aż do Wieściszowic (u podnóża Wielkiej Kopy). Postanowiliśmy zobaczyć Kolorowe Jeziorka, o których tyle słyszeliśmy. Trasa cały czas, rzecz jasna na siodle...nie ma to tamto! :D
Pierwsze jeziorka nie zrobiły na Nas wrażenia...może wiosną/latem mają nieco bardziej zbliżone barwy do deklarowanych. Koniecznie chcieliśmy się dostać do Błękitnego Jeziorka, które podobno jest najładniejsze (jak się później okazało, bez dwóch zdań było warto je zobaczyć). Wybraliśmy szlak "rowerowy", który prowadził dookoła Błękitnego Jeziorka...i nie doprowadził Nas do niego, tylko na szczyt Wielkiej Kopy :D Droga bardzo trudna i w części niemożliwa do podjechania na rowerze (jeśli bredzę, proszę o wyprowadzenie mnie z błędu).
Początek fajny i wymagający - akceptowalne nachylenie...i całe mnóstwo BŁOTA :D Trzeba było siedzieć mocno w siodełku, żeby nie stracić przyczepności. Potem sporo szutru, wąskie ścieżki, szerokie drogi...aż w końcu podjazd bezpośrednio przed szczytem...no cóż! Trzeba było z roweru zejść i tarabanić się z Nim pod niemal pionową ścianę. Szczyt zdobyty 871m n.p.m. - dotychczasowy REKORD wysokości z rowerem! (nie liczę Stogu Izerskiego i Smerku w zeszłym roku, bo pod szczyt wjeżdżaliśmy kolejką gondolową - nie liczy się!).
Później nastąpił zjazd. Dobra petarda, tylko trzeba było uważać na turystów. Z dwa razy pomyliliśmy szlak i trzeba było drałować z powrotem pod górę, ale w końcu udało Nam się trafić do Błękitnego Jeziorka. Szczerze? Aż się nie chciało stamtąd odjeżdżać - coś pięknego. Było ok. godziny 13 więc wykorzystaliśmy miejsce i czas na konserwę rybną ;)
Nie wiedzieliśmy gdzie jechać dalej, a bilet mieliśmy wykupiony od Trzcińska do Wrocławia...więc stwierdziliśmy, że będziemy kierować się wzdłuż trasy pociągu....i średnio Nam to wyszło :D Zamiast w stronę Wałbrzycha, skierowaliśmy się w stronę Gór Kaczawskich. Zorientowaliśmy się w Kaczorowie i tam skręciliśmy na Bolków. PODJAZD do Pastewnik dał Nam ostro po dupie, po zdobyciu dwóch górskich szczytów.
http://www.altimetr.pl/podjazd-pastewnik2.html
Dosłownie Nas zmordował. Miałem ochotę kilkukrotnie zejść z roweru. Pod koniec droga w stanie baaaardzo słabym - mnóstwo dziur. Potem nastąpił mega stromy zjazd do Bolkowa - ponad 4km zrobiliśmy w jakieś 6-7 minut, ale trzeba było bardzo uważać. Nie polecam zjazdu dla szosowców, bo na MTB czułem się niepewnie, zwłaszcza na szutrze tuż przed zakrętem, gdzie chciałem lekko przyhamować przy ok. 60kmh i dostałem lekkiego uślizgu koła. Były też tory kolejowe, które trzeba było potraktować jako hopę i przy tej prędkości po prostu przeskoczyć.
Przed Bolkowem skręciliśmy w stronę Świebodzic i w Świebodzicach wsiedliśmy w pociąg ok. 17.15 do Wrocławia.
Piękna trasa, piękny dzień - czego chcieć więcej. Po raz kolejny uświadomiłem sobie jak piękny jest kraj w którym żyje, a w szczególności Dolny Śląsk. Rozpieszcza różnorodnością krajobrazów i mnogością zabytków.
PS. Odczucia z podjazdów mocno subiektywne. Część może się ze mną nie zgadzać (w zależności od prezentowanej kondycji fizycznej/psychicznej i poziomu upierdliwości) ;) Tak czy inaczej, szanuję każdą opinię i chętnie posłucham wskazówek, gdzie warto się jeszcze wybrać w tych rejonach! :) Poniżej zapis części trasy, przekopiowany z Endomondo na GPSIES.
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=hwxdwwuulhkrnx...
Kategoria M (50-100km), W towarzystwie