Stóg Izerski-Smerk /1100m przewyższeń
-
DST
87.09km
-
Teren
40.09km
-
Czas
04:45
-
VAVG
18.33km/h
-
VMAX
62.60km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Kalorie 3200kcal
-
Podjazdy
1115m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
6.15 pociągiem z Wrocławia do Jeleniej Góry i stamtąd rowerem przez Mirsk do Świeradowa Zdrój do miejsca noclegu. Około 14.30 wyjazd w stronę kolei gondolowej i wjazd na Stóg Izerski.Samo dotarcie do miejsca startu kolejki gondolowej potrafiło już solidnie dać w kość - zwłaszcza, że w nogach mieliśmy ponad 40km z Jeleniej do Świeradowa, gdzie podjazdów też było bez liku.
Ze Stogu Izerskiego piękny zjazd i rekord prędkości w terenie (jak i na utwardzonych drogach jednocześnie) - 62,6kmh, a mogło być sporo więcej gdyby nie brak ochraniaczy...jednak rozsądek wziął górę,
Później czekał nas podjazd czarnym szlakiem pod Smerk - KA TOR GA! Same skały i luźno położone kamienie. Kilkukrotnie zawadziłem gdzieś korbą lub pedałem. Po wejściu na wieżę widokową najtrudniejszy technicznie zjazd, jaki dany mi było w życiu pokonać. Okazało się, że okrągły znak z rowerem to był zakaz, a nie znak informacyjny...przyznaję się, że to ja naciskałem na znajomych żeby nim jechać. Ale mimo wszystko meeeega frajda! Fakt faktem, że 40% zjazdu trzeba było rower znosić, ale polecam wszystkim ten fragment (na rowerze AM ew. enduro myślę, że spokojnie do pokonania w 90%)
Później czekały nas już szutrowe zjazdy i podjazdy, gdzie prędkości ponownie dochodziły do 50-60km/h i tylko przy zakrętach trzeba było redukować do 40-30km/h
Był też moment, gdzie pierwszy raz w życiu widząc podjazd okazało się, że z niego ZJEŻDŻAM. Możecie sobie na YT zobaczyć filmy gdzie auto podjeżdża na luzie pod górkę - identyczną sytuację przeżyłem na własnej skórze - MAGIA :D Fizyka to jednak przydatna nauka i czasem przydatna dla zrozumienia niektórych stanów rzeczy.
Droga powrotna przez Czechy-Czerniawę...dalej przez las do Świeradowa,gdzie wjechaliśmy na średnio-trudny singletrack. Noooo i tutaj się dopiero zaczęła zabawa! Naprawdę rewelacyjny odcinek - mnóstwo hopek, korzeni, kamieni, zakrętów, zjazdów, podjazdów. Coś pięknego. Na nasze nieszczęście na sam koniec jak już mieliśmy zjeżdżać ze szlaku koleżance podbiło rower na jednym z pieńków i uderzyła kolanem o pedał, rozcinając je aż po samą rzepkę :/ Nie obyło się bez pogotowia i GOPR'u - dla ostatnich słowa uznania, bo profesjonalnie podchodzą do swojej roboty. Pogotowie?! Brak słów! Prowizorka i brak zorganizowania - nawet chłopaki z GOPR'u klęli na nich pod nosem widząc ich poczynania. Kto to słyszał żeby w sytuacji gdy idą do poszkodowanego nie mieć przy sobie apteczki, a nie wspominając już o noszach...
Koleżance na szczęście nic poważnego się nie stało, kilka szwów i ok. północy mogła wyjść z oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów od Świeradowa szpitala. Nasz trzeci kompan pojechał więc po Nią i razem w nocy wrócili autem ze znajomym do Wrocławia.
Dla mnie perspektywa piątku i jazdy samotnie po górach po tym co zobaczyłem nie wchodziła w grę, więc porwałem się na życiówkę nie patrząc na to, że w cieniu prognozowano 34 st.
Ale o tym w kolejnym wpisie...
Kategoria M (50-100km), W towarzystwie, ZAGRANICO