L (100-150km)
Dystans całkowity: | 1273.45 km (w terenie 271.35 km; 21.31%) |
Czas w ruchu: | 58:00 |
Średnia prędkość: | 21.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.00 km/h |
Suma podjazdów: | 5559 m |
Suma kalorii: | 33275 kcal |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 115.77 km i 5h 16m |
Więcej statystyk |
Lubiąż (Klasztor Cystersów)
-
DST
120.20km
-
Teren
15.50km
-
Czas
05:20
-
VAVG
22.54km/h
-
VMAX
48.10km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Kalorie 2869kcal
-
Podjazdy
322m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj z Hojrakiem zdecydowaliśmy się na większy dystans, po "płaskim" terenie. Wyruszyliśmy o 9.40 z Kozanowa przy całkiem ładnej pogodzie (relatywnie ciepło 8-9st. i gdzieś za chmurami próbowało przebić się słońce). Klasycznie obraliśmy kierunek na Brzeg Dolny, przez Wilkszyn-Pisarzowice-Prężyce-Lenartowice i przekroczyliśmy Most Wolności po 1:07h jazdy. Tutaj krótki postój na kubek herbaty z termosu i małą przekąskę. Wyszło słońce i zrobiło się naprawdę przyjemnie i ciepło.
Do Lubiąża dojechaliśmy o 11.40 ze średnią prędkością ok. 26,5km/h (wg. licznika i Endomondo). W Karczmie Cysterskiej zjedliśmy po 1,5 porcji zaaaajebistych pierogów ruskich i wypiliśmy grzane piwko. Tutaj zrobiliśmy sobie długi postój, żeby wszystko się strawiło jak trzeba, cyknęliśmy kilka zdjęć i wybraliśmy się na małe zakupy do marketu Dino (w dalszym ciągu twierdzę, że to najtańszy sklep na Dolnym Śląsku!).
Pogoda niestety już się zaczęła psuć i krajobraz stał się szarobury. Zerwał się wiatr i wyraźnie się ochłodziło. Wracaliśmy klasycznie przez Malczyce ( kilkuminutowa przerwa na herbatę, pod starą fabryką celulozy/papieru), jednak zachciało Nam się powrotu przez wioski, zamiast standardowo przez Rynek w Środzie Śląskiej i dalej do Miękini, zahaczając na chwilę o "krajówkę". Obraliśmy kierunek na Szczepanów....i za Szczepanowem wybraliśmy zły zakręt. Nadłożyliśmy ok.20km i niemal z powrotem znaleźliśmy się w Malczycach :D Najgorsze jest to, że jechało Nam się ekstremalnie lekko i jak zawróciliśmy, to już wiedzieliśmy czemu. Okropny wiatr, prosto w twarz.
Wiatr + lekkie poirytowanie poskutkowało spadkiem tempa, ale mimo wszystko nie popsuło to nikomu humoru :) Wróciliśmy praktycznie do Szczepanowa i stamtąd dojechaliśmy ponownie w okolice Mostu Wolności przed Brzegiem Dolnym i dalej ruszyliśmy przez Białków do Brzeziny (tutaj ostatni krótki postój na przekąskę i herbatę). W Brzezinie robiło się już ciemno, a jak dojeżdżaliśmy do Pisarzowic/Wilkszyna, zapadła noc. 500 lumenów robi jednak robotę i tylko przez ciągłe "mruganie" kierowców z naprzeciwka, musiałem zmniejszyć moc do 380 lumenów. Po zmroku było już nieprzyjemnie zimno w stopy i głowę, ale bez dramatu. Pewnie gdyby nie ten wiatr, to jechałoby się znacznie lżej.
Koniec końców byliśmy w domu o 17.00. Zadowoleni i z nauczką od "płaskich" terenów, które dosłownie wyprowadziły Nas w pole. Nie muszę chyba dodawać, że wyjeżdżając z Lubiąża śmialiśmy się, że ta jazda w porównaniu do ostatnich eskapad w góry, to pryszcz. No i dostaliśmy, na co zasłużyliśmy :D Nie wolno lekceważyć żadnej trasy...bo zawsze może zepsuć się pogoda, strzelić opona albo...można zgubić właściwą trasę. Tak na przyszłość :)
Kategoria L (100-150km), W towarzystwie
Przełęcz Tąpadła (od Księgnic). Trasa MP.
-
DST
112.70km
-
Teren
22.70km
-
Czas
04:40
-
VAVG
24.15km/h
-
VMAX
52.85km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Kalorie 2000kcal
-
Podjazdy
652m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Cały tydzień w pracy i pobudki po 6 rano, więc człowiek chciał się w piątek wyspać...ale prognoza pogody zrewidowała plany na weekend. Miało być pogodnie w piątek do 14, a później cały weekend w deszczu.
Szybka decyzja i telefon do Hojraka ok. 21. Postanowione: Wyjazd nazajutrz (piątek) ok. 8.00 rano i atakujemy Przełęcz Tąpadła (podjazd od Księgnic, czyli główny podjazd Mistrzostw Polski 2013). Największa liczba przewyższeń, ale jednocześnie najłagodniejszy z podjazdów pod Przełęcz Tąpadła.
Przełęcz Tąpadła od Księgnic (link)
Spotkaliśmy się pod moim blokiem przed 8.00...zakupy we Freshu, bankomat, krótka gadka i wyjechaliśmy dopiero o 8.30. Po drodze jeszcze szybki postój na dopompowanie kół na Orlenie koło Lotniczej i można było ok. 8.40-8.45 wyruszyć w drogę.
Pogoda dopisała. Rano jeszcze dość chłodno, ale po około godzinie można było ściągnąć wiatrówki i jechać w samej koszulce. Sporo słońca, trochę chmur. Do Księgnic dojechaliśmy raz, dwa. Po drodze tylko jeden postój (wioskę wcześniej) na posilenie się przed podjazdem (ok.20min). Sam podjazd spowodował lekkie pieczenie w udach, ale spodziewaliśmy się większego hardcore'u. Może było to spowodowane tym, że liznęliśmy w trakcie majówki trochę Gór Sowich i po prostu odczuliśmy po Przełęczy Tąpadła niedosyt. Chyba pora zacząć zaliczać większe przełęcze...spodobała Nam się jazda pod górkę :D
Drugi i ostatni postój gdzieś za Sobótką, w celu uzupełnienia płynów i pochłonięcia kilku kalorii (też około 20 minut). Jadąc w kierunku Kątów Wrocławskich już widzieliśmy wielką granatową chmurę, idącą w Naszą stronę. Wszystko jednak poszło zgodnie z planem i o godzinie 13.58 byłem pod blokiem. Mission accomplished!
Zaczęło padać ok. 15.30. Warto więc było wstać o 7.00 w dzień wolny i wykorzystać maksymalnie pogodę :)
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=frstbbwvyiiyxymv
Kategoria L (100-150km), W towarzystwie
Wrocław-Milicz-Trzebnica-Wrocław REKORD PRĘDKOŚCI
-
DST
140.57km
-
Teren
40.00km
-
Czas
05:54
-
VAVG
23.83km/h
-
VMAX
73.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Kalorie 2000kcal
-
Podjazdy
500m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bardzo niepozornie zaczęła się ta wycieczka. Noc wcześniej impreza do 2.00 i powrót do domu ok. 2.30, a rano pobudka już o 7.30 i lekki kac. Obiecałem jednak kumplowi, że jakieś 100km dziabniemy, więc o 9.00 spotkaliśmy się u mnie pod blokiem...we trzech, bo niespodziewanie dołączył kolejny kandydat ;) Plan był zmieścić się w 100km, bo wyglądałem i czułem się jak siedem nieszczęść, ale wiadomo jak to jest z planowanie dystansu na rowerze. Przeważnie trzeba 30-50% więcej kilometrów doliczyć.
Pod Biedronką stwierdziliśmy, że odwiedzimy znajomego, który mieszka kilka wiosek za Zalewem Mietkowskim. Pod Freshem jak usiedliśmy na rowery zwarci i gotowi, padł pomysł Wzgórz Trzebnickich, bo NIGDY się tam nie zapuściliśmy (wstyd! i żal do siebie jak się później okazało). Jak już dojechaliśmy do Wzgórz Trzebnickich (Pasikurowice-Zawonia-Cerekwica-Trzebnica), to natchnieni 14% zjazdem i nowymi rekordami prędkości...postanowiliśmy pojechać dalej...do Milicza (od Trzebnicy przez Brzyków-Domanowice i dalej kilka-kilkanaście km przez las, aż do Sułowa...dalej 9 km drogą gminną). Dotarliśmy tam korzystając głownie ze szlaku R9. W Miliczu godzina przerwy na jedzenie, leżenie, lody i zabawę na placu zabaw :D
Americano mieszany ;)
Z Milicza chcieliśmy koniecznie wrócić inną trasą...i szczęśliwie trafiliśmy do Sułowa trasą Kolei Wąskotorowej, o której wcześniej opowiadał nam znajomy. Piękny odcinek o długości ok.12 km - szczerze polecam. Za Sułowem złapało nas oberwanie chmury, ale na szczęście w porę schowaliśmy się pod drzewem i nie przemokliśmy. 5 minut później już nie padało. Od czasu do czasu w drodze powrotnej jeszcze coś tam kapnęło, ale bez większego deszczu :) Do Trzebnicy dojechaliśmy przez Ujeździec Wielki-Szczytkowice.
W Trzebnicy ostatni, piętnastominutowy postój na pączka i dzida na Wrocław krajową 5.
Czas brutto - 8h 30 min
Czas netto - 5h 54 min
Dystans - 140.57
V-Max 73kmh
V-avg 23.83kmh
Płyny - 1l wody, 2,5l izotoników, 400ml jakiegoś witaminowego drinka
Szama - dwie pizzerki, bułka z serem, pączek, lody amiericano, baton musli, nektarynka, bułka z czekoladą
Kategoria L (100-150km), W towarzystwie
MP w kolarstwie szosowym. Wro-Mietkow-Sobotka-Wro
-
DST
106.83km
-
Teren
25.00km
-
Czas
04:22
-
VAVG
24.46km/h
-
VMAX
50.83km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Kalorie 1800kcal
-
Podjazdy
362m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria L (100-150km), W towarzystwie
Wrocław-Brzeg D.-Lubiąż-Śr. Śląska-Wrocław
-
DST
102.50km
-
Teren
10.00km
-
Czas
04:21
-
VAVG
23.56km/h
-
VMAX
54.50km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Kalorie 2000kcal
-
Podjazdy
375m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda się udała. Wiatr tylko w okolicach południa trochę przeszkadzał. Jak co roku...klasztor w Lubiążu, opuszczona fabryka w Malczycach.
Kategoria L (100-150km), W towarzystwie
Dzień 3: Zgorzelec/Goerlitz - Szczecin
-
DST
129.70km
-
Teren
10.00km
-
Czas
06:45
-
VAVG
19.21km/h
-
VMAX
56.30km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Kalorie 4800kcal
-
Podjazdy
700m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień ostatni, czyli trasa 31 na Szczecin. Ja leciałem już na Paracetamolu i Ibupromie, bo ząb nie dawał o sobie zapomnieć.
Wyjazd z Kostrzyna ok. 10.00, przyjazd do Szczecina ok. 20.00. W między czasie dużo zwiedzania polskich miasteczek. Weszliśmy między innymi na wieżę kościoła w Chojnej(?) i zwiedziliśmy Mieszkowice. Również w Szczecinie trochę zdjęć i kąpiel w Odrze albo Zalewie (sam nie wiem gdzie byliśmy).
Powrót miał być następnego dnia (tj. dziś 04.05.13) o 5.29, jednak okazało się, że Nasze rowery już nie wejdą, bo wykupiono wszystkie bilety. Czekała nas noc na dworcu do 6.45 i wyjazd do Poznania Gł., skąd osobówką wjechałem do Wrocławia o 13.30...
Kategoria W towarzystwie, L (100-150km)
Dzień 2: Zgorzelec/Goerlitz - Szczecin
-
DST
111.25km
-
Teren
40.00km
-
Czas
06:03
-
VAVG
18.39km/h
-
VMAX
48.70km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
Kalorie 4000kcal
-
Podjazdy
550m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Późna pobudka po "życiówce" dnia poprzedniego. Ruszyliśmy tak naprawdę dopiero około 12 z Gubina (już tego po niemieckiej stronie).
Zwraca uwagę charakter polskich miejscowości przygranicznych. Od samego wjazdu "Zigaretten, Alkohol, Benzinen 24H", natomiast po niemieckiej stronie, chyba tylko w Goerlitz widziałem polskie napisy na znakach.
Dużo jazdy powolnej po miasteczkach i wsiach, więc i średnia nie urywa tyłka. Chcieliśmy jednak co nieco zobaczyć w czasie tej wycieczki ;)
Ważną rzeczą jakiej się dowiedziałem jest fakt, że dłuuuuuugie asfaltowe ścieżki wzdłuż wałów, mogą się w końcu baaaardzo znudzić i stać się strasznie nużące. Ale nie narzekam absolutnie!
Nocleg rozbiliśmy późnym wieczorem (ok.22) za stacją benzynową Shell przy wjeździe do Kostrzyna, pomiędzy dwiema krajówkami i torami kolejowymi...cisza i spokój :P Nocleg zaproponował chłopak z obsługi, który obiecał nas doglądać w nocy - podobno nie jeden namiot już tam stał :D
Koniec dnia typowy - mycie, piwko i do namiotu. Niestety w nocy 50% czasu bezsennie - złapał mnie niesamowity ból wychodzącej "ósemki", który trwał już do końca wyjazdu i nasilał się z każdym pokonanym kilometrem - nikomu nie polecam jazdy z bolącym zębem - katorga.
Kategoria ZAGRANICO, W towarzystwie, L (100-150km)
Wrocław-Lubiąż, Slot Art Festiwal
-
DST
117.39km
-
Teren
7.39km
-
Czas
05:03
-
VAVG
23.25km/h
-
VMAX
51.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Kalorie 4000kcal
-
Podjazdy
400m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczorajszy piątkowy dzień zacząłem z kumplem od spotkania na ławce po 9 rano i obmyślenia kierunku podróży. Wybór padł na Lubiąż, czy Klasztor Cystersów - obiekt 2,5x większy od Wawelu.
9.30 wyruszyliśmy z Kozanowa. Kierunek Wilkszyn-Pisarzowice-Prężyce-Brzeg Dolny. Do Brzegu dostaliśmy się przeprawą promową. Świetna sprawa gdyby nie to, że musieliśmy na nią czekać 45 minut. Pogoda dobra do jazdy, bo ok. 17-22st. w ciągu dnia. Tylko wiatr mógł być mniej uporczywy, tak na dobrą sprawę.
Z Brzegu Dolnego już prosto do Lubiąża...i tam ogromne zaskoczenie. Dookoła klasztoru pełno namiotów, a wewnątrz setki ludzi. Okazało się, że w tych dniach odbywa się na terenie tego obiektu międzynarodowy festiwal kultury alternatywnej. Slot Art Festiwal. Na całe szczęście wystarczyło się ładnie uśmiechnąć do Pani na bramce i można było wejść pozwiedzać teren obiektu, jak i zaczerpnąć klimatu festiwalu.
Powiem tak. Hipster ze mnie żaden, ani też fanatyk kultury alternatywnej, ale klimat który tam panował...no po prostu MAGIA! Spokój, wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha i skłonni nawet zabrać Twój rower do pomieszczenia informacji, żebyś nie musiał go przypinać nie wiadomo gdzie. Młode rodziny z dziećmi, trochę "szesnastek", masa ludzi w przekroju wiekowym 20-35 i całkiem sporo tych starszych i tych duuużo starszych. Sielanka pełną gębą, wszyscy leżą, siedzą i uskuteczniają szeroko pojęty CHILLOUT ^^ Chyba w przyszłym roku się tam przejadę jako uczestnik, a co mi tam szkodzi!
Na terenie festiwalu spędziliśmy masę czasu, później powrót przez Malczyce (odwiedziliśmy teren starej niemieckiej fabryki papieru), dalej Środa Śląska z jej urokliwym centrum, a następnie Mrozów, zamek w Wojnowicach i przez Prężyce, Pisarzowice powrót do domu. Deszcz złapał nas dopiero przy wjeździe do Wrocławia po godzinie 18. I jak tu wierzyć meteorologom...
Rowerowe banany
Pałac w Prężycach
Pierwsze wodowanie Cube'a. Przeprawa promowa w Brzegu Dolnym...
Lubiąż już blisko!
Kolejne banany na twarzach - tym razem nie ujęte w kadrze ;)
Final destination
Chillout na Slot Art Festiwal
Pośród zabytkowych murów ^^
Żegnamy klasztor...czas wracać.
Opuszczona fabryka papieru w Malczycach
Szybka szama w centrum Środy Śląskiej
Dom opieki w Mrozowie
Ostatni przystanek - pałac w Wojnowicach
Kategoria W towarzystwie, L (100-150km)
Giro Di Sobótka + Uphill Ślęża. Życiówka!
-
DST
131.76km
-
Teren
25.76km
-
Czas
06:30
-
VAVG
20.27km/h
-
VMAX
56.10km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Kalorie 3000kcal
-
Podjazdy
810m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnio zaliczyłem Sobótkę samotnie w kwietniu - wyszło wtedy 100km z hakiem. Tym razem 'było nas trzech' i dużo większa motywacja. Właściwie, to chcieliśmy się wdrapać na szczyt przy okazji, co było ekstremalnie głupim pomysłem, biorąc pod uwagę, że każdy z nas zrobił dziś swoją "życiówkę"...o tym jednak za chwilę.
Spotkałem się z kumplem u mnie pod blokiem o 10.15, jednak musieliśmy czekać do 11.45 na G89, ponieważ z rana zaliczył jeszcze siłownię, a później okazało się, że musi wymienić dętkę w przednim kole. Koniec końców wyruszyliśmy z pod sklepu za pięć dwunasta, w największe słońce - staaaandard!
Trasa identyczna jak ostatnio do Sobótki. Factory Outlet->Krzeptów->Małkowice->Sadowice->Kąty Wrocławskie->Nowa Wieś Kącka->Mietków->Garncarsko->Sobótka. Dojazd z Wrocławia do Sobótki (ponad 50km) przy średniej 25km/h. Mój pomysł na Przełęcz Tąpadła, czyli przejazd do Sulistrowiczek UPADŁ. Posłuchaliśmy miejscowego i wjechaliśmy od strony Sobótki w las...
...w tym lesie krążyliśmy w tą i z powrotem w poszukiwaniu szlaku przez 30 minut, aby następnie cofnąć się i wjechać właściwą drogą na niebieski szlak (na dole zdjęcie, dla ułatwienia zrozumienia tego fragmentu tekstu). Następnie skręciliśmy w lewo na czarny szlak (według wskazówek miejscowych rzecz jasna). Oczywiście okazało się po kilku minutach, że to nie w tą stronę i powrót. Na rozwidleniu pojechaliśmy już właściwie...i tym sposobem brodziliśmy czarnym szlakiem, aby potem wjechać w zielony. Non stop pod górę na tych wertepach zatrzymujemy grupę turystów i co się okazuje!? Mimo, iż podjeżdżamy, to de facto zjeżdżamy ze Ślęży...noooo kur$# mać! Wkurzeni lecimy zielonym, który później łączy się z niebieskim i wylatujemy gdzie? No przecież, że na polance przy Przełęczy Tąpadła (czyt. SULISTROWICZKI). I tym sposobem spędziliśmy 2,5h na Ślęży jadąc non stop pod górę ze średnią 5-15kmh i nie zdobywając szczytu!!! AAAAAAAA!!!
Mimo wszystko padamy zadowoleni na polance i każdy wykańcza swoje zapasy, by potem ułożyć się 'wygodnie' na trawie. Zjazd z Sulistrowiczek na mega petardzie! 9km w jakieś 12 minut, czyli średnia ~45km/h. Momentami prędkość dochodziła do prawie 60km/h, ale rekordu prędkości dziś nie pobiłem - po tej wspinaczce górskiej i wcześniejszych 70km nie było już takiej mocy w nodze. Mój spokój ducha podtrzymał fakt, iż wczoraj zachlałem pałę w mieście i w sumie obudziłem się o 8.30 na kacu ;) Nie ma jednak to, tamto. Trzeba było wrócić do Wrocławia...
Tutaj ponownie wariant z poprzedniego wypadu Sulistrowiczki->Sobótka->Rogów Sobócki->Olbrachtowice->Zachowice i później omyłkowo zamiast skręcić na Oławę, to pojechaliśmy prosto na Wrocław...czyli kilkanaście kilometrów "35"...kaszana. Co jak co, ale preferujemy z chłopakami UPHILL, aniżeli jazdę po ruchliwej "35".
Na koniec jeszcze szybka wizyta w Burger Kingu na Bielanach i potem przez FAT i Legnicką do domu na Kozanów. Życiówka się udała, zdjęcia może będą później, bo nie ja cykałem. Kilometrów tak intensywnych w terenie jeszcze nie miałem, ale to chyba uroki uphill'u. Dodać do tego błoto i kałuże z ostatnich dni...i wychodzi nam słodkie bagienko - raj dla kolarzy górskich ;)
Bilans?
* prawie 4l wody
* 0,5l izotonika
* 4 kromki na podwójnym mięsie
* 1 szt. 7 Days Double
* 2 Snickers'y
* 1 tabliczka białej czekolady (90gr)
* 3 banany
* 2 cheesburgery
* kilka mordoklejek
Szkoda tylko, że się zgubiliśmy pięćset razy i nie mamy zdjęć ze szczytu. Wypad jednak jak najbardziej udany. Pogoda rewelacyjna ok. 25st. i słońce z odrobiną chmur. Lecę spać, bo mnie wszystko boli ;)
Kategoria W towarzystwie, L (100-150km)
Kolejna setka. Zamek w Urazie, Brzeg Dolny.
-
DST
100.10km
-
Teren
65.00km
-
Czas
04:36
-
VAVG
21.76km/h
-
VMAX
43.40km/h
-
Kalorie 4851kcal
-
Podjazdy
450m
-
Sprzęt Cube Aim 2011 (SKRADZIONO!)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wstałem po 8 i postanowiłem jak najszybciej wyruszyć w trasę. Na wszystkie moje owieczki poczekałem jednak do...14.30! Miał być chillout na Prężycach, przy jednorazowym grillu - wyszło jak zwykle, czyli daaaalej.
Cały czas wzdłuż Odry wałami, przez zalew na Prężycach, aż do Brzegu Dolnego (przejazd przez wiadukt kolejowy - prom nawet nie wiem gdzie stacjonuje). Potem drugą stroną rzeki odwiedzić ruiny zamku w Urazie, gdzie byliśmy rok temu. Właściciel "bajkopisarz" w dalszym ciągu pozwala na popadanie tej budowli w ruinę. Niestety tak to jest, jak zabytki dostają się w ręce mniej zamożnych, prywatnych osób - nawet sobie człowiek nie wejdzie nie popatrzy (ale godzinę przez płot, to pieprzyć potrafił rok wcześniej - teraz go nie spotkaliśmy).
Dalej jak najbliżej Odry i polami irygacyjnymi na Rędzinie powrót do Wrocławia. Śmierdzi jak nigdzie indziej, ale nie trzeba się "341" przepychać między samochodami. Zresztą co tu dużo tłumaczyć - nie po to człowiek rower MTB kupił!
Ja wpadłem do domu, zjadłem obiad po raz drugi (w trasie pochłonąłem ponad 1000kcal, więc przy spokojnym tempie nie narzekałem na głód). Ledwie usiadłem i po 15 minutach w drogę na Pergolę, bo umówiłem się ze znajomymi na pokaz fontanny. Ile sił w nogach z minutowym spóźnieniem wjechałem pod Halę Ludową. Mission accomplished!
Powrót już po 23 i żeby dobić jeszcze do drugiej w tym roku "setki", musiałem pominąć skręt na Kozanów i śmignąć dookoła Stadionu Miejskiego (k^&*a, dajcie mu jakąś nazwę w końcu!). Mamy chwilę po 1.00 na budziku, ale stwierdziłem, że jutro wpisu mi się już nie będzie chciało robić ;) Lecę w kimono, jutro pewnie krótka przejażdżka i do książek.
Towarzysze niedoli
Moja perełka na Janówku
Zalew na Prężycach
Alternatywne metody na spędzenie czasu nad zalewem
Z małym "szkotem"
W okolicy Brzegu Dolnego majaczy się Ślęża - final destination mojej ostatniej "setki"
Iść, czy nie iść?
Ciebie słońce przez wszystkie mosty przeprowadzę ;D
Bardziej liche kładki też się zdarzały
W Urazie prawie jak na wojnie
A na koniec wianek od wiejskich dziewcząt
Kategoria W towarzystwie, L (100-150km)